19 lut 2017

Santa Monica i Venice Beach



Czwartek, w piątek powrót do Teksasu. W planie została mi ostatnia plaża do odwiedzenia. Pogoda nie najlepsza, miało padać. Nie mam parasola, a co najważniejsze nie chciałam wydawać kolejnych 7$ na całodzienne doładowanie karty miejskiej.   
A w dupie! Trzeba zostawić sknerowanie na później. Taka okazja może się już nie trafić!



Miałam dwa wyjścia tzn jazdę metrem, znów kilkoma liniami lub autobusy. Z pobliskiego przystanku podjechałam na coś ala dworzec autobusowy koło lotniska, a którego odjeżdża sporo autobusów do pobliskich miejsc. Coś mi Google pokazywało, że trzeba dopłacić ekstra w autobusie R, ale ja chciałam wsiąść do zwykłego. Podjechał autobus o odpowiednim numerze, wsiadłam i okazało się, że moje doładowanie za 7 dolców nie działa na te autobusy (pozamiejskie). Kierowca był super miły i pozwolił mi jechać :) U nas to pewnie by mnie wywalił z autobusu ;) Po drodze ciekawe społecznie widoki, sporo biednych ludzi... coś ala droga do Tczewa.
Santa Monica ma w sobie coś z Sopotu. Fajne dojście do molo, drewniane deski, zamiast przystani wesołe miasteczko i coś z morskimi zwierzętami tzn oceanicznymi stworzeniami. Pstrykłam parę zdjęć, kupiłam magnes na lodówkę. Nie wiem dlaczego, ale jakoś to na mnie wrażenia to molo to nie zrobiło. Natomiast plaża super. Jak na filmach ścieżka dla pieszych i oddzielna dla rowerowców. Hustawki! Bejgel na lunch zjedzony na huśtawce, na plaży - piękne wspomnienie. Niby nic wielkiego, ale to chyba o to chodzi, by cieszyć się z tych małych rzeczy.



W planie miałam spacer w kierunku "domu", po drodze Venice Beach i powrót autobusem, ale skoro mam płacić ekstra za autobus to wracam metrem. Szłam niezły kawał ścieżką po plaży w botkach, bo nie myślałam, że będzie ciepło na adidasy. Kurde, myślenie blondynki! LA to nie Zakopane zimą! Nie umiem się przestawić, bo zmarźlak ze mnie okrutny.
Wracając do tematu. Plaża piękna, szeroka, ocean, fale, szum i .... mnóstwo bezdomnych. Dla nich plaża to dom, gdzie mogą spać, umyć się pod publicznym prysznicem i skorzystać z WC. Trzymają się blisko tych miejsc. Na plaży mają cały swój dobytek. Oczywiście mijało mnie mnóstwo ludzi biegających, na rolkach, rowerach. Przekrój społeczny bardzo ciekawy. Przytłaczające to, dlatego gdy tylko dotarłam do początku Venice Beach i zobaczyłam sznur bezdomnych koczujących przy murku ciągnącym się wzdłuż parkingu, miałam dosyć. Bezdomni ludzie z bezdomnymi psami. Kurde, te psy to nie jakieś kundle, ale rasowe psiaki. Bezdomne rasowe psy! To już dla mnie za dużo! także nie dotarłam chyba do słynnego miejsca, w którym na filmach deskorolkowcy pokazują gołe klaty.



Wracając, chyba już ku tradycji, zawitałam do centrum handlowego. Wstąpiłam tam już idąc na molo, bo jednak potrzeba była duża. Po długim spacerze, przed powrotem też należałoby skorzystać. Kibel kiblem, ale widziałam tam Świętego Mikołaja! Siedział sobie w chatce, a dzieci z rodzicami stały w kolejce, by usiąść mu na kolanach i powiedzieć co chcą pod choinkę. Kurde, to mi się podoba w ich tradycji. Patrzyłam chwilę na tych szczęśliwych ludzi i ich uśmiechnięte pociechy. Miłe to.


Byłam już zmęczona zrobionymi kilometrami, chciałam tylko wsiąść do pociągu metra i jechać do hotelu. Cholera, daleko nie ujechałam, bo jakieś 3 sekundy. Mało mnie obchodziły jakieś przepychanki w międzyludzkie w pociągu, po tym jak tylko ruszyliśmy. Cytując... w dupie to mam... chcę już do domu. Mało widziałam, odwróciłam się chyba tylko raz. Inni gapili się okropnie na sensację. Ktoś kogoś dziabnął czymś w szyję i ukradł mu rower. Szału nie ma, dupy nie urywa, ale ludzie mieli na co patrzeć i o czym gadać. W każdym bądź razie pociąg nigdzie nie pojechał. Natomiast przyjechała policja, pogotowie... ładni panowie ;) Faceci w mundurach kazali nam przesiąść się do innego pociągu na tym samym peronie, a później do kolejnego pociągu bo zamknęli ten peron. Fajne było przejść pod tą żółtą taśmą policyjną, jak na filmach :D W każdym razie podróż powrotna była długa i zatłoczona, ale byłam i widziałam a to się dla mnie liczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz