9 sty 2017

Coś mnie ugryzło

Tego jeszcze nie grali. Miałam pisać o moim świetnym dniu wczorajszym i innych zaległych historiach, ale ta sytuacja wyszła na plan pierwszy. Durna sprawa i po kilku dniach nie brzmi już tak śmiesznie. Otóż.

 
Śpię sobie smacznie, śni mi się miło, że jestem z rodzinką i jemy, aż tu naglę czuję, że coś mnie kłuje paskudnie w łokieć. Koniec spania, ból i niewiadoma... co do cholery? Świecę lekko telefonem pod kołdrą, ale to coś chyba szybko uciekło. Myśl - pójść do łazienki i sprawdzić. Ha! Znalazłam ślad po ugryzieniu, znaczy że coś faktycznie mnie dziabło i skubaństwo wiedziało gdzie bo w miękkie mięsko zaraz przy łokciu. 
No nic... wróciłam do łóżka z chęcią kontynuowania słodkiego spanka i wtedy do mnie dotarło  - a jak to był skorpion? On może tu jeszcze być! Zostało mi ostatnie kilka minut życia!?
Minęło pięć minut, jeszcze żyję, trudno idę spać. Mam długie spodnie od piżamy, skarpetki więc może mnie już nie użre i nie wpełźnie we włosy. Ta myśl jeszcze przez jakiś czas spędzała mi sen z powiek, a łokieć bolał przy każdym ruchu. Na szczęście obudziłam się rano, żyję, włosy ok i ślad jest znaczy, że to mi się nie śniło :)

UPDATE: Od piątku mam tę czerwoną kropkę, ale ciężko zrobić zdjęcie. Nie boli, nie szczypie, więc chyba będę żyć :P

1 komentarz: